sobota, 30 lipca 2016

Naćpani miłością



O tym, że bez miłości świat nie mógłby istnieć, wiemy wszyscy. A ci, którzy czytają, wiedzą również, że temat miłości to jeden z najczęściej występujących w literaturze motywów. Kochamy i pragniemy być kochani.

Wśród moich wakacyjnych lektur znalazły się również takie z miłością w roli głównej:
Ponieważ Cię kocham oraz Jesteś moja dzikusko.

Różni je wiele, ale łączy jedno -  zafascynowanie mężczyzny wybranką serca, zauroczenie kobietą.

Pierwszą z nich napisało samo życie.
To zbiór najpiękniejszych miłosnych wyznań wybitnych Polaków, którego autorką jest Joanna Kułakowska - Lis.


Ta książka to swoisty wehikuł czasu, który przenosi czytelnika w różne epoki, do różnych domów, w świat, o którym nieraz marzymy. A prowadzą przez niego szaleńczo zakochani mężczyźni. Mężczyźni, którzy piszą - nawet kilka razy w ciągu dnia - listy do ukochanych kobiet.
Jest nam dane poznać uczucia Wojciecha Kossaka, Bolesława Prusa, Henryka Sienkiewicza, Stefana Żeromskiego, Konstantego Gałczyńskiego, wybitnych polskich romantyków, a także władców i przywódców. We wszystkich listach widać ogrom miłości, jaką darzyli oni swe wybranki. Pokazują to już pierwsze słowa poszczególnych zapisków:

Najsłodszy mój Tusiutku! 

Aniele mój!
Moje najsłodsze ciastko z dziurką!
Maniusiu najsłodsza!
Kochana Moja Marytko!
Kiciuniu, moja miła!
Słodkie - Złotkie moje Kili - Kili!


Jedne listy są bardzo zwykłe - mówią o codziennych sprawach, inne pełne namiętności i jeszcze takie, które trzeba czytać "pomiędzy wersami". A wszystkie pokazują, jak miłość wpływa na człowieka, jak zmienia sposób postrzegania świata i innych ludzi. I wcale nie jest ważne, kim ten człowiek jest, czym się zajmuje, jaka jest jego pozycja w społeczeństwie. 
A że zdarza się, iż miłość nie wytrzymuje próby czasu, cóż... Wtedy pojawia się miejsce na nowe uczucie. I właśnie dlatego niektórzy wielcy i znani kochali nie tylko raz.
Gorąco polecam tę lekturę. Dzięki niej zupełnie inaczej można spojrzeć na biografie kilku wybitnych Polaków.

Druga książka to polska propozycja literatury typu New Adult, którą napisała Agnieszka Lingas - Łoniewska. 


Bohaterowie powieści to młodzi ludzie, którzy dopiero wkraczają w dorosłość. Ich  życie  nie zawsze było jednak usłane różami. Targają nimi emocje - i te dobre, i te złe. Aż w końcu pojawia się miłość. Miłość, która wszystko potrafi zmienić. Miłość, która łączy się z pierwszą zmysłową fascynacją. Antek i Natalia sami się o tym przekonali.
Autorka - kolejny raz - przedstawia świat oczami mężczyzny. Pokazuje, że często to właśnie mężczyźni są bardziej emocjonalni niż kobiety. Kiedy kochają, lepiej by nikt inny nie wchodził im w drogę. Potrafią być zaborczy i mocno upominać się o to, co im się należy.

Książkę - jak zawsze u Pani Agnieszki - czyta się jednym tchem. I choć od samego początku wiadomo, że miłość młodych zwycięży, to z zaciekawieniem podąża się z bohaterami przez kolejne strony powieści. Myślę, że wielu 18-latków odnajdzie w utworze elementy swego życia.

Bo czasami życie to bajka, 
w której też występują złe czarownice, 
wredne charaktery i pełne zawiści przyjaciółki. 
Ale jest coś, co może dać temu radę, 
co ma szansę stawić czoło złu
 i zwyciężyć wszelkie przeciwności losu. 
Jest to miłość. I w nią warto wierzyć.


wtorek, 26 lipca 2016

Znaki, symbole, znaczenia

Symbole - otaczają nas zewsząd. O ich roli przekonaliśmy się nieraz.

Od kilku miesięcy obcujemy ze znakami Światowych Dni Młodzieży.

Myślę, że każdy rozpoznaje logo ŚDM, ale czy znacie jego znaczenie?

Logotyp ŚDM wyraża głęboką duchową symbolikę, na którą składa się kilka elementów:
  • W centrum logo znajduje się krzyż – czyli znak Zbawiciela.
  • Wpisany w krzyż wypełniony okrąg to symbol młodzieży. W ten sposób została streszczona idea tych wyjątkowych dni – spotkanie Młodych z Chrystusem.
  • Usytuowanie okręgu zwraca jednocześnie uwagę na miejsce, w którym odbywać się mają Dni Młodzieży – Kraków.
  • Do tematu ŚDM, jakim jest Boże Miłosierdzie, odnoszą się promienie: czerwony i niebieski umieszczone na środku krzyża, które jednoznacznie kojarzą się ze słynnym obrazem Jezusa Miłosiernego.
  • Czerwony kontur granic Polski zwraca uwagę na to, że spotkanie młodych obejmie nie tylko jedno miasto, ale cały kraj.
  • Autorka logotypu – Monika Rybczyńska – używając koloru czerwonego, niebieskiego i żółtego, nawiązała jednocześnie do barw i herbu królewskiego Krakowa.


Innym znakiem ŚDM jest hymn Błogosławieni miłosierni, który został wyłoniony z pośród 94 zgłoszonych do konkursu utworów. Jego słowa także są symboliczne - nawiązują zarówno do Starego jak i Nowego Testamentu.



1. Wznoszę swe oczy ku górom, skąd
Przyjdzie mi pomoc;
Pomoc od Pana, wszak Bogiem On
Miłosiernym jest!
2. Kiedy zbłądzimy, sam szuka nas,
By w swe ramiona wziąć,
Rany uleczyć Krwią swoich ran,
Nowe życie tchnąć!

Błogosławieni miłosierni,
albowiem oni miłosierdzia dostąpią!

3. Gdyby nam Pan nie odpuścił win,
Któż ostać by się mógł?
Lecz On przebacza, przeto i my
Czyńmy jak nasz Bóg!
4. Pan Syna Krwią zmazał wszelki dług,
Syn z grobu żywy wstał;
„Panem jest Jezus” – mówi w nas Duch.

Niech to widzi świat!

Więc odrzuć lęk i wiernym bądź,
Swe troski w Panu złóż
I ufaj, bo zmartwychwstał i wciąż

Żyje Pan, Twój Bóg!

Wiedzieliście o tej symbolice? Koniecznie zobaczcie oficjalną wersję.

sobota, 23 lipca 2016

Czas dobrze wykorzystany

Lipiec 2014. Pogoda nie rozpieszcza. 


W czasie wolnym – czytam i to nie tylko dla rozrywki. 
Nadrabiam też zaległości związane z doskonaleniem zawodowym. Coraz częściej myślę o „wejściu” do świata internetu, założeniu konta na którymś z portali. Nie mam w tym zakresie żadnego doświadczenia. Zwyczajnie – nie wiem, czy sobie poradzę. Nie mam też wokół siebie osoby, która mogłaby mi pomóc. 
TIK niesie jednak tak wiele możliwości. Podoba się zarówno uczniom jak i mnie. Koniecznie trzeba pewne rzeczy dokumentować korzystając z nowych technologii. A przecież poza tym tak wiele innych spraw dzieje się w szkole i po jakimś czasie się o nich zapomina. 

Myśl o założeniu bloga dojrzewa. W końcu, nie mówiąc nikomu, wchodzę na bloggera i piszę pierwsze słowa na stronach Szkoły inaczej. Rzeczywiście początki nie są łatwe: czytam, podglądam inne blogi i klikam – do skutku. 

A dziś mijają DWA lata od opublikowania pierwszego, jakże nieporadnego posta. 


To takie moje małe święto.
Cieszę się, że daję radę, że nabyłam tak wiele nowych umiejętności, że trwam, że się nie poddałam, choć było kilka chwil zwątpienia. I wiem, że czas, który zainwestowałam w tworzenie bloga, nie był czasem straconym.

Stworzenie bloga a potem rejestracja na Facebooku dały mi jeszcze jedną, jakże wspaniałą korzyść – ZNAJOMOŚCI i INSPIRACJE.

Dzięki Asi, Karolinie i jeszcze kilku innym młodym dziewczynom – nauczycielkom, sama poczułam się młodsza. Zarażona ich energią, działam, poznaję nowe dla siebie obszary, planuję zadania na nadchodzący rok. 

Dziękuję Wam, Koleżanki.

Dziękuję wszystkim Czytelnikom bloga. Mam nadzieję, że zauważacie moje starania, by wpisy były coraz to bardziej wartościowe. Z wielką przyjemnością dzielę się z Wami moimi pomysłami prowadzenia lekcji czy organizacji szkolnych uroczystości. Jestem niezwykle dumna z faktu, że scenariusz Tak mogło się zdarzyć, który stworzyłam wspólnie z uczniami, ciągle jest czytany i niewątpliwie długo nie będzie mieć rywala w liczbie odsłon.

Zapraszam na nowe posty w kolejnym roku :)

piątek, 15 lipca 2016

A może ZOO?

Lipcowa pogoda w tym roku nie rozpieszcza. Wszyscy mamy jednak nadzieję, że nadejdą piękne typowo letnie dni. A może już dziś warto zaplanować wyjście/wyjazd na przykład do ogrodu zoologicznego? Kiedy byliście w zoo? A przecież to taki przyjemny i edukacyjny spacer. 


Moja Rodzinka była w zoo bardzo, bardzo dawno temu. Obiecałam, że w wakacje odwiedzimy na pewno któryś z polskich ogrodów. Dzieciaki, choć już prawie dorosłe, nie dawały za wygraną. A że często bywamy w Krakowie, wybór był oczywisty.


I ogromne zaskoczenie. Piękny las. Góra, drogowa serpentyna do pokonania, Cisza. Świeże powietrze. Mnóstwo cienia. Po prostu wspaniałe miejsce odpoczynku! Czego chcieć więcej! Aż nie do uwierzenia, że 20 minut wcześniej byliśmy w centrum miasta. 

I oczywiście zwierzęta - 
a wśród nich na przykład "szczekające" papugi, wilki grzywiaste łudząco podobne do naszej domowej Suni, lew, którego wiek sięga ludzkich 100 lat.


I pingwiny, które zupełnie niedawno przybyły do ogrodu. Młodzi uważali, że koniecznie należy "powitać Kowalskiego i jego towarzyszy". Tak naprawdę to dla nich przybyliśmy w to miejsce. Nowoczesne, szklane akwarium, punkt obserwacyjny nad wybiegiem, ławeczki - wszystko sprawiło, że w tym miejscu byliśmy nieco dłużej.



Krakowskie Zoo zaliczane jest do ogrodów średniej wielkości, ale jego położenie sprawia, że można w nim spędzić kilka godzin,  podziwiając liczne, często unikalne gatunki zwierząt. Z pewnością i duży, i mały człowiek znajdzie coś dla siebie.  



I co, nabraliście ochoty na wypad do ogrodu zoologicznego? Gdzie macie najbliżej? A może któreś szczególnie polecacie?

 ogrody


wtorek, 12 lipca 2016

Jest taki DOM cz. II

Zapraszam do poznania drugiej części historii o Domu (tutaj znajdziesz cz. I).

Dom miał już 15 lat. Aż się prosił o modernizację.


- Dziewczynki powinny mieć własny pokój – powiedziała pewnego dnia Ala.
- I ogrzewanie można by zmienić – dorzucił Jan.
- Powinniśmy też pomyśleć o łazience...

Łatwo było powiedzieć, dużo trudniej wykonać.

W Domu zwyczajnie nie było miejsca na nowe pomieszczenia. Jan jednak lubił tego rodzaju wyzwania:
- Wykopiemy piwnicę, przestawimy ściany. Damy radę!

Dziś rzeczywiście nie takie przebudowy się robi, ale 35 lat temu nie było młotów udarowych, specjalistycznych koparek, podpór, a nawet dostępnej od ręki cegły. Byli za to życzliwi sąsiedzi i sąsiedzka pomoc. W ruch poszły łopaty, traktory i przyczepy. Z ziemi wyłaniała się piwnica. Niewielka, ale dająca możliwość podłączenia pieca i założenie w całym Domu centralnego ogrzewania.

Aż któregoś dnia Ala, pracująca w pobliskiej szkole, usłyszała:
- Biegnij do domu!

Kobieta pomyślała o najgorszym. Na szczęście nikomu nic się nie stało.

„Budowlaną katastrofę” zafundowała rodzinie jedna ze świeżo budowanych ścian, która zwyczajnie nie doschła i pod wpływem obciążenia zaczęła się przewracać. Zrobił się wielki bałagan, ale „ekipa budowlana” ze wszystkim uporała się na czas.

Potem było tylko lepiej. Zmniejszona została nieco kuchnia, by znalazło się miejsce na łazienkę. Dobudowany został ganek i w Domu było cieplej. Jeden z pokoi zaczął pełnić funkcję typowo gościnnego, a kuchnia stała się zwyczajną kuchnią.

Życie toczyło się dalej. Kolejne 15 lat.


W połowie lat '90 doszło do kolejnej zmiany właścicieli Domu. Jan i Ala usunęli się nieco w cień. W dorosłe życie wkraczała Lenka – starsza córka Jana. To ona i jej mąż mieli teraz decydować o Domu. I zadecydowali:

- Ta dachówka ma ponad 30 lat, koniecznie trzeba ją zmienić.
- To może warto pomyśleć o użytkowym poddaszu.
- A okna... Zobacz, jak wiatr porusza firanką.
- W takim razie musimy pomyśleć o termoizolacji całego Domu.

Takich i im podobnych rozmów było wiele.

I tak Dom znowu zaczął się zmieniać. Zyskał nowy dach i nową elewację.
I jak zawsze był otwarty dla życzliwych ludzi.

A potem przyjął pod swój dach maleńką Milkę i Bartka.

W gości przejeżdżała rodzinka z miasta – ciocia Marysia z córką Asią a potem również z wnusią – Oleńką, ciocia Niusia, dziadkowie. Nigdy nie było nudno! I cały czas towarzyszyła wszystkim babcia Anna. Bardzo trudno było pogodzić się z jej odejściem. To ona była dobrym duchem Domu. I jest nadal!


A Dom mimo swych 50 lat żyje. Jest funkcjonalny i nowoczesny. Ale ma w sobie „to coś”. Ma historię, która jest przekazywana kolejnemu pokoleniu mieszkającemu w Domu. Ma atmosferę, którą mają tylko stare Domy. I dlatego nigdy nie opuszczę Mojego Domu.

A Ty znasz historię swojego domu?

poniedziałek, 11 lipca 2016

Jest taki DOM cz. I


Dziś opowiem Wam historię. Trochę inną niż zazwyczaj. Historię DOMU.


Stary dom chylił się ku upadkowi. Jego mury pamiętały jeszcze czasy pierwszej wojny światowej. 

Zmieniały się okoliczności, zmienili się właściciele. Nastawało nowe.

Anna i Władysław od jakiegoś czasu myśleli o zbudowaniu nowego domu. Ich dzieci dorastały. 

Był początek lat '60 XX wieku. Podjęli decyzję – Budujemy!

To nie było takie łatwe. Pensja męża z pewnością nie wystarczy, z roli też nie było wiele zysków. Ale skoro powiedziało się A, trzeba powiedzieć też i B. Był jeszcze bank i pożyczka. Małżonkowie zaryzykowali. I tak zaczęły rosnąć mury Nowego Domu. Takiego zwykłego - z czerwonej cegły, krytego papą i betonową dachówką, z kominem pośrodku, z dwoma oknami „od drogi” i dwoma „od podwórka”. Jak z książeczki dla dzieci.

Po kilku latach Dom był gotowy: nowy, czysty, świeży, po prostu piękny. Życie nabrało innych barw.

Z początkiem nowej dekady Dom szerzej otworzył swe drzwi. Zarówno syn - Jan jak i córka - Maria założyli własne rodziny. W Domu pojawiła się młoda Synowa i Zięć. Wszyscy zamieszkali razem – rodzice z Marią i jej mężem w jednej połowie domu, Jan i jego żona w drugiej. A życie toczyło się w kuchni – tutaj przyjmowano sąsiadów, tutaj omawiano ważne sprawy, bawiono się i oczywiście biesiadowano. Anna dbała, by wszyscy byli najedzeni i zadowoleni, a każda sąsiadka poczęstowana drożdżowym ciastem i herbatą.

Wkrótce Dom przyjął kolejną osóbkę – córeczkę Jana i Ali. Była zima. Młody tata postanowił zmodernizować co nieco i... założył pierwsze w Domu centralne ogrzewanie. Babcia Anna, nie do końca wiedząc, na jakiej zasadzie działają grzejniki, paliła w kuchni i dziwiła dlaczego tak długo gotuje się woda w czajniku... a przecież ogień najpierw musiał ogrzać wodę w rurkach. Ale dziewczynka zdrowo rosła, pieluchy się suszyły, babcia uważała, by nie zagotować „wody w centralnym”.

W następnych latach w Domu zamieszkały kolejne dwie dziewczynki – Asia i Niusia. Robiło się ciasno. Maleństwa chorowały. A jednak w Domu zawsze znalazło się miejsce dla gości, którzy dość licznie odwiedzali Annę i jej rodzinę. Życie towarzyskie kwitło. 


W 1978 roku Maria otrzymała mieszkanie w bloku w mieście. 

Teraz Jan i jego żona stali się gospodarzami Domu, choć Anna i Władysław nadal mieszkali z nimi. Trudno było pierwszym właścicielom pogodzić się z myślą, że od teraz to nie oni będą podejmować decyzje w sprawie Domu. Pozwolili jednak działać młodym. Sami zajęli jedno pomieszczenie w Domu. Dla babci bowiem zawsze rodzina i wnuczki były najważniejsze.


cdn ...
           <klik>

Cytaty źródło.