sobota, 11 lutego 2017

Walentynkowe story



Dużo ostatnio myślałam, po zdradzie Marka czułam się fatalnie. Jednego dnia wyglądałam jak potwór po przepłakanej nocy, a kilka dni później, kiedy zastanawiałam się nad tym, jaką jestem idiotką, że pozwoliłam mu bawić się swoimi uczuciami - histerycznie się śmiałam. To było takie żałosne. Po miesiącu udręki zrozumiałam, że pora zacząć nowe życie. Pragnęłam zapomnieć o Markach, Eryku i w ogóle o tym wszystkim, co zdarzyło się podczas mojego pobytu w Kanadzie. Kości zostały rzucone... wracam do Polski…

Znacznie później...

- Już idę pani Beatko - powiedziała zdezorientowana.

Hanna nie mogła się odnaleźć w nowej pracy. Pracowała tu dopiero tydzień, ale cały ciężar obowiązków spoczął na jej barkach. Nikt nie był w stanie jej pomóc, gdyż po zdradzie Marka zamknęła się w sobie.Wszystko skrywała w głębi siebie. Chciała z kimś porozmawiać, ale nie miała nikogo bliskiego. Jej smutek przeważył szalę rozpaczy. Dzisiaj nie dokończyła wykładu na ostatniej lekcji. Czuła się jak 14 - latka, która pragnie, jak najszybciej urwać się z lekcji. Co chwila spoglądała na zegarek. Uciekła. Nie miała już siły. Myślała tylko o tym, by wrócić do domu i położyć się spać. Po kilku godzinach udało jej się zasnąć.

Następnego dnia wstała lewą nogą. Szła zamyślona korytarzem. Nagle pojawiła się przed nią ściana. Książki, które niosła, rozsypały się na ziemi. Okazało się, że przyczyną zamieszania był wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna w czarnej koszulce, uwydatniającej jego mięśnie. Mężczyzna zebrał wszystkie książki, po czym oddał je Hannie.

- Wielkie dzięki - powiedziała, rumieniąc się.- Przepraszam, że na ciebie wpadłam.
- Nic się nie stało. Jesteś cała?
- Tak. To...

Nagle zadzwonił dzwonek.

- Przepraszam, muszę iść na lekcje.
- Jasne. Do zobaczenia.

W klasie zauważyła, że do jednej z książek przyczepiona jest mała, żółta karteczka. Z zaciekawieniem rozwinęła liścik. Jej oczom ukazał się numer telefonu.

To na pewno jego numer. Kiedy tylko skończę lekcje, zadzwonię do niego.

Schowała kartkę do kieszeni i zaczęła swą pracę. Po kilku godzinach mogła wrócić do domu. Zdjęła płaszcz i buty. Usiadła na kanapie i sięgnęła po telefon oraz karteczkę z numerem. Wzięła głęboki oddech.

Dasz radę. No dalej, po prostu zadzwoń do niego.

Wybrała numer. Po kilku sekundach usłyszała przyjemny męski głos.

- Dziękuję, że pani zadzwoniła. Nie mogłem się doczekać, czy możemy się dziś spotkać?
- Oczywiście, a gdzie dokładnie?
- W Kawiarni Marynarza. Wie pani, gdzie to jest,  prawda?
- Tak, tak. O której godzinie?
- O piątej?
- To jesteśmy umówieni. Pa, pa.
- Do zobaczenia.

Odłożyłam telefon. Poczułam falę ciepła, zalewającą mnie od środka. Nie wiedziałam, co to oznacza, ale było to przyjemne uczucie.

Pełna zapału, zaczęła się szykować. Przetrząsnęła całą szafę, ale nic w niej ciekawego nie znalazła.
Nie przejmując się stanem swego portfela, ruszyła w miasto - w końcu miała całe trzy godziny. Czym prędzej udała się do galerii handlowej. Wybór był tak duży, że ciężko było jej znaleźć idealną kreację. Na drugim piętrze znajdował się mały sklepik. Były tam"perełki mody" z całego świata. Jej uwagę przyciągnęła koktajlowa sukienka koloru krwistoczerwonego. Do niej wybrała czarne szpilki i małą srebrną torebkę. Po powrocie do domu wzięła relaksującą kąpiel i przystąpiła do kręcenia włosów. Na koniec zrobiła delikatny makijaż, podkreślający jej piękne czarne oczy. 
Spojrzała na zegarek. Zostało jej jeszcze pół godziny. Uznała, że lokal, w którym ma się spotkać z nowo poznanym mężczyzną, jest dość blisko, zatem pójdzie pieszo. Zamiast iść przez miasto, wybrała deptak wzdłuż rzeki. Orzeźwiające powietrze dobrze wpływało na jej stan ducha i ciała. Pierwszy raz od dawna czuła się szczęśliwa, emanowała radością. Słuchała bzyczenia pszczół, patrzyła na kolorowe kwiaty - tak inne od tych z Kanady. Świat znów stał się dla niej piękny. Cieszyła się każdą sekundą swojego życia. Jej podekscytowanie potęgowała myśl o spotkaniu z nowo poznanym mężczyzną, który już tak wiele dla niej znaczył.

Weszła do kawiarni. Od progu drzwi uderzył w nią zapach świeżo mielonej kawy. Zaczęła wypatrywać nowego znajomego ze szkoły. Nie było go. Nagle zauważyła, że w jej stronę zmierza niski, krępy mężczyzna po pięćdziesiątce, z lekkim uśmieszkiem na twarzy.

- Witam panią wychowawczynię. Zająłem dla nas stolik.

Na twarzy Hanny widać było ogromne zaskoczenie. Nie mogąc uwierzyć w to, co się dzieje, stała w miejscu. Nie potrafiła wydusić z siebie choćby "Dziękuję". Opamiętawszy się nieco, ruszyła za mężczyzną. Ten odsunął jej krzesło, po czym sam zajął miejsce przy stoliku.

Jak to możliwe. Przecież miałam się spotkać z kimś innym. Kim jest ten mężczyzna? Po co ja się tak wystroiłam? Zrobiłam z siebie idiotkę.

- Skoro pani już siedzi, to porozmawiajmy o Adasiu. Wiem, że to niesforny chłopiec, ale cały czas staramy się go czegoś nauczyć. Wie pani, co on ostatnio zrobił?! Wybił szybę sąsiadowi. Na szczęście udało się go nam udobruchać i nie wniósł on oskarżenia.

Kto to jest Adaś?! Skąd mogę znać tego faceta i czemu opowiada mi o takich rzeczach?!

- Z drugiej strony - nie lubię tego człowieka, więc Adaś nie dostał tak dużej kary, jak za podtopienie kota sąsiadki. Wtedy musieliśmy być bardziej stanowczy - dwa dni nie wychodził z pokoju.

Normalnie nie wierzę...

- A co tam słychać u pani?

Hanna nie wytrzymała. Zerwała się z krzesła i wybiegła z kawiarni. Biegła tak szybko, jak jej na to pozwalały nowo kupione szpilki. 

Znowu zrobiłam zrobiłam z siebie kretynkę. Chyba już się do tego powinnam przyzwyczaić. Jaka ja jestem naiwna! Myślałam, że znajdę kogoś, w kim będę mogła się zakochać, że istnieją jeszcze normalni faceci, a nie sami durnie... 

Nie miała już siły biec. Przystanęła na drewnianym moście. Cała drżała. Czuła się oszukana przez przeznaczenie. Różne myśli przychodziły jej do głowy. Na balustradzie wisiało mnóstwo kłódek, które pozostawiły zakochane pary. Hanna zawsze marzyła, aby zawiesić taki symbol połączenia na jednym z mostów. Podniosła głowę do góry. Na niebie spostrzegła spadającą gwiazdę. Momentalnie przypomniała sobie króciutką instrukcję, której nauczyła ją babcia:

1. Pomyśl o swoim największym marzeniu.
2. Uwierz, że ono wkrótce się spełni.
3. Uśmiechnij się.
4. Rozejrzyj się wokoło.
5. Pamiętaj, że na świecie nie ma przypadków i wszystko zależy od nas samych.

Tak też zrobiła.

Ktoś podszedł do mnie i położył rękę na moim ramieniu. Nie widziałam go, ale czułam oddech. Jego twarz zbliżyła się do mojego ucha.

- Nie płacz już. Jestem przy tobie. Wiesz... od kiedy cię zobaczyłem, wiedziałem, że to ty jesteś jedyną miłością, za którą tak tęskniłem. Walentynki spędzimy u mnie - rzekł Louis.

Dziękuję babciu, twoje gwiazdy są wspaniałe - wyszeptałam ze wzruszeniem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz