poniedziałek, 10 października 2016

Światło w tunelu



W końcu nadszedł odpowiedni moment. Na dworze było już całkowicie ciemno. Iris podeszła do szafki i wyciągnęła z niej małą latarkę, po czym powoli wyszła z pokoju. Cichutko stanęła pod drzwiami sypialni swojej babki. Zajrzała do niej przez dziurkę od klucza, aby sprawdzić, czy kobieta na pewno śpi. Na stole kuchennym położyła Księgę, do której każdego ranka zagląda opiekunka. Wsunęła w nią krótki liścik wyjaśniający przyczynę nieobecności wnuczki w domu. Teraz mogła wyruszyć na spotkanie z niewiadomym...


I tak - październikowo - kości zostały rzucone. Poznajcie niesamowitą noc, jaką przeżyła IRIS - bohaterka powieści grozy.



Noc była chłodna. Wokół panował mrok. Delikatne światło księżyca co chwila nikło wśród chmur. Nad czubkami drzew wznosiła się wieża zachodniej części zamku. To właśnie tam musiała dotrzeć dziewczyna. 

Wędrówka z każdą minutą stawała się cięższa. Iris szybko poczuła się bardzo zmęczona. Zimny wiatr smagał jej twarz i sprawiał, że policzki powoli przybierały siną barwę. Dziewczyna nie poddawała się. Gdyby zawróciła, nie byłaby sobą. Las stawał się coraz mroczniejszy. Nad ziemią unosiła się gęsta mgła. Iris wyciągnęła latarkę, aby oświetlić sobie drogę. Nagle zobaczyła małe oczko wodne. Jego kamienna podstawa wyglądała na bardzo starą. Pomimo mroku można było ujrzeć liczne pęknięcia zdobiące kruszywo. Wtem dziewczyna usłyszała trzask. Coś za nią przebiegło i uskoczyło w krzaki. Obserwowało ją... Między gęstą roślinnością spostrzegła blask oczu. Spośród roślin wyskoczył wielki, włochaty pies. Powoli ruszył w jej stronę. Usiadł tuż przed nią i machnął wesoło ogonem. Teraz już wiedziała, że nie chciał jej zrobić krzywdy. Sprawnie odłamała część kanapki, jaką zabrała ze sobą i podała ją nowemu znajomemu.

- Proszę, weź… Przyszedłeś się tu napić? - mówiła do psa.

Kudłacz okazał się być oswojony. Zbliżył się do Iris. Przyjacielsko szczeknął.
- Pewnie uciekł z któregoś z pobliskich domów - pomyślała dziewczyna i postanowiła zabrać go ze sobą. Wiedziała, że w tę ciemną noc może chronić ją przed czającymi się w lesie drapieżnikami. 

Po kolejnych godzinach marszu Iris czuła coraz większe zmęczenie, a droga nie miała się ku końcowi. Dziewczyna, by całkowicie nie opaść z sił, postanowiła odpocząć. Jej nogi nie chciały stawiać kolejnych kroków. Niespodziewanie między wysokimi drzewami dostrzegła małą, drewnianą chatkę. Zbliżyła się do okna, aby zajrzeć do środka. Dom stał pusty. W ciemnościach wyglądał niczym nawiedzony, ale nie miała wyboru - delikatnie pchnęła drzwi. Zaskrzypiały i ustąpiły. W środku nie było nic nadzwyczajnego: łóżko, niewielka kuchenka i... zdjęcia na ścianach, bardzo dużo zdjęć. Dziewczyna poświeciła na nie latarką. Zauważyła, że na wielu z nich był mężczyzna - na jednych młodszy, na innych - bardziej dojrzały, ale zawsze elegancki, ubrany w biały płaszcz przypominający lekarski kitel. Jedno zdjęcie mocniej przykuło jej uwagę. Nieznajomy trzymał w ręku nagrodę za osiągnięcia w medycynie. Przyjrzała się mu uważniej i nagle go poznała... Twarz jej pobladła, ale w oczach pojawił się błysk. Mężczyzna w białym płaszczu i długą brodą to przecież nikt inny jak Edward - ten, którego szuka.

Kiedy uzmysłowiła sobie ten fakt, nagle jej kudłaty przyjaciel zaczął głośno ujadać. Strach zmroził krew w jej żyłach. Mimo okropnego zmęczenia nie mogła dłużej być w tym miejscu. Uciekała. Tak naprawdę nawet nie wiedziała przed czym. Kudłacz cały czas był przy niej. Tak jakby czuł, że nie może jej teraz opuścić. Biegnąc przez zarośla, Iris zgubiła latarkę. Opanowała ją całkowita ciemność. Nie widziała nawet oczu psa. Nagle straciła grunt pod nogami. Spadała… Zemdlała.

Obudził ją delikatny dotyk. Poczuła przy sobie ciało Kudłacza.
- Ach, to ty, piesku… Jak tu się dostałeś? Gdzie my jesteśmy?

Było jej zimno. Czuła zapach ziemi. Zrozumiała, że są w jakiejś jamie. Próbowała wydostać się na powierzchnię, ale po chwili zrezygnowała z tego pomysłu. Rozejrzała się dookoła. Jej wzrok dostrzegał coraz więcej. Po prawej stronie jamy zauważyła słabo oświetlony tunel. Nie miała wyboru. Zagwizdała cicho na psa. Tunel był jedyną opcją wydostania się z tego mrocznego miejsca. Szła po omacku. W jej głowie krążyły coraz gorsze myśli:

- Co ja właściwie robię? Czego szukam? A co stanie się z babcią, jeśli się stąd nie wydostanę?! Nie, nie mogę tak myśleć… Ja... muszę... muszę iść dalej. Piesku, prowadź!

Tunel gwałtownie zakręcał. Iris zauważyła małe światełko. 

- Uff, jesteśmy uratowani - powiedziała. 

Niestety, dziewczyna myliła się.

Otworzyła wielkie drzwi. Jej oczy, przyzwyczajone już do ciemności, szybko dostrzegły, że teraz otaczają ją kamienne ściany, do których co kilka metrów przymocowane są oliwne pochodnie. Zrozumiała, że znajduje się w wielkich lochach. Wszędzie unosił się odór stęchlizny. Kudłacz był wyraźnie zaniepokojony.

Mimo chłodu poczuła krople potu na swej skroni. Wiedziała, że Edward jest już blisko. Jedyne lochy, jakie znajdują się w pobliżu, to te w Czarnym Zamczysku. A ona właśnie w nich jest. Wiedziała, że musi się uspokoić, bo inaczej serce wyskoczy jej z piersi.

Zaczęła brodzić w wodzie, która miejscami zalewała lochy. Kudłacz skomlał. Zmęczona i wycieńczona nocną wędrówką wreszcie znalazła schody, prowadzące do zachodniego skrzydła zamczyska. Poczuła lekki powiew wiatru i zobaczyła pierwsze okienko. Wiedziała, że jest już na wieży. Na drodze stanęły jej drzwi zamknięte na kłódkę. Na szczęście była ona zardzewiała i gdy tylko Iris uderzyła w nią, otworzyła się.

- Zostań tutaj - rzekła stanowczym tonem do psa. - Czekaj. Teraz muszę iść sama. 
Kudłacz spojrzał na nią swymi migdałowymi oczami, ale zrozumiał komendę. Usiadł przy drzwiach.

Teraz Iris skazana była tylko na siebie. Podmuch wiatru zamknął za nią drewniane wrota.
Wspinała się na wieżę. Schody były strome ale dość szerokie. Wtem usłyszała sapanie. Przerażona, schowała się za niewielkim zaułkiem. Po chwili zobaczyła cień poruszającej się postaci. Ciekawość wzięła górę. Nie zważając na konsekwencje, weszła na ostatnie piętro. Zobaczyła go. Był ubrany w biały fartuch i oglądał coś przez lupę. Była pewna, że ten mężczyzna to Edward. Kiedy niespodziewanie odwrócił się, w jego spojrzeniu zobaczyła smutek i wszystkie cierpienia, jakie go dotąd spotkały. Znów poczuła, jak bardzo są sobie bliscy. Jakaś niewidzialna więź była między nimi. Postawiła wszystko na jedną kartę. Wyszła, najciszej jak umiała, z ukrycia. Nie chciała żadnym dźwiękiem wystraszyć mężczyzny, który był przecież u siebie i nie oczekiwał gości.

I znów się pomyliła… Edward zawsze wiedział, co działo się w jego posiadłości.

Niespodziewanie dla Iris odwrócił się, uśmiechnął i... wyciągnął do niej rękę, w której trzymał strzykawkę.

Dziewczyna zasnęła...

Co sądzicie o pracy Stworzonych z wyobraźni?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz