niedziela, 30 października 2016

I po targach...



Wiele osób z mojego otoczenia namawia mnie, bym zaczęła czytać w sposób bardziej nowoczesny - na komputerze, tablecie. A ja w tym względzie jestem niezwykle tradycyjna i zwyczajnie nie potrafię. Próbowałam, ale takie czytanie nie sprawia mi żadnej przyjemności, a wręcz przeciwnie – męczy mnie.

Dla mnie książka to papier, kartki, ich zapach, szelest. Tylko taki kontakt z lekturą przynosi mi frajdę.

I dla tej frajdy bardzo chciałam w tym roku odwiedzić 20. Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie. 





I udało się. To było kilka godzin dziennie przebywania w książkowym raju, których nie można prosto opisać słowami. Czytelnika zachwycało dosłownie wszystko – ilość stoisk, ilość wydawców, ilość prezentowanych książek. 






Wspaniała była różnorodność i wielobarwność autorów, z którymi można tutaj obcować – tu Wojciech Cejrowski w kwiecistej koszuli, tam ojciec Leon Knabit, nieco dalej elegancko ubrany Jerzy Zelnik, a kilka stanowisk dalej Margaret i już ustawiająca się kolejka po autograf Martyny Wojciechowskiej. I tak można by wymieniać jeszcze długo – bo w ciągu całych targów prezentowało się niemal 600 autorów - a wśród nich Agnieszka Lingas - Łoniewska (moje odkrycie 2016r.), z którą udało mi się zamienić kilka słów, zupełnie niespodziewanie podczas wspólnego oczekiwania na wejście do hali.

Patrząc oczami nauczyciela, zachwycała ilość dzieci i młodzieży, jaka pojawiła się na targach. Oczywiście, dało się zauważyć, że część z nich była niejako „obowiązkowo” - w ramach wycieczki, szkolnego wyjścia - i ci mogli nieco denerwować prawdziwych czytelników, ale bardzo duża grupa młodych wiedziała, czego chce, szukała swoich wystawców, swoich autorów. 


Miłe było również obserwowanie młodych rodziców, którzy ze swoimi pociechami wybierali bajeczki, malowanki, pierwsze „poważniejsze” lektury. 

Takie obrazy pokazują, że w Polacy czytają i że do czytania zachęcane są nowe pokolenia.


Były oczywiście zakupy.
Największe - te dla młodzieży - w wydawnictwie AKAPIT PRESS (taki lokalny patriotyzm, bo firma jest z Łodzi). 


Nie mogło zabraknąć pamiątkowej, jubileuszowej pieczęci - 


- i zbierania tradycyjnych zakładek...


Ale  było również "zwiedzanie" stoisk towarzyszących, prezentujących różnego rodzaju gry (kupiłam  - bo jeszcze nie miałam - Baśnie SC), puzzle i wszelkiego typu gadżety,

 np. urocze, pięknie oprawione notesiki do sketchnotek...


... czy nietypowe, srebrne zakładki -


 ... i gdyby nie tłok, który nadchodził w godzinach popołudniowych, to na targach mogłabym być jeszcze dłużej, bo taką atmosferę, taki klimat można poczuć tylko tutaj. 
I to jest wspaniałe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz