wtorek, 29 grudnia 2015

"Przestań odkładać życie na półkę"


Znasz takie postaci? A może sama jesteś nastolatką taką jak Weronika?

Weronika ma szesnaście lat i marzenia.

Niestety – mama w ogóle jej nie słucha,
tato patrzy na nią wilkiem,
brat zachowuje się niczym Bazyliszek,
najbliższa koleżanka bywa złośliwa i jest skupiona tylko na sobie,
a chłopak, któremu oddała serce, potrzebuje jej tylko jako zastępstwo na feryjny wyjazd.

I jak poradzić sobie w takim świecie?
Kto jest w stanie zrozumieć nastolatkę?
Dokąd zaprowadzi bunt?

 >źródło<      
                            
 Do izolacji, do samotności, do bycia nieszczęśliwym...

Wszystkie te zagadnienia porusza Ewa Nowak w Bransoletce - opowieści o:

wyzwaniach, które trzeba podjąć, gdy jest się gimnazjalistą,
miłości, o którą trzeba walczyć,
akceptacji siebie i drugiego człowieka
i o tym, jak pozory mogą mylić.


Dla bohaterki rozwiązaniem jest wyjazd na warsztaty teatralne, poznanie niezwykłej pani Salomei – aktorki i reżyserki oraz nowych koleżanek i kolegów, którzy przyjmują życie jak wspaniałą teatralną sztukę, w jakiej grają.

Podczas ćwiczeń, w czasie wielogodzinnych rozmów Weronika usłyszy słowa, które wkrótce zmienią ją samą, zmienią jej postrzeganie świata:

Gdy ktoś cię denerwuje, to najczęściej oznacza, że jest obsadzony w złej roli i w tej roli nie pasuje do twojego scenariusza. Zmień mu rolę.


Bierne bohaterki są paskudnie irytujące.

Tylko w bardzo kiepskich filmach wszystkie wątki mają zawsze swoje zakończenia. W dobrej sztuce jest jak w życiu; wiele spraw nigdy się nie wyjaśnia.

Życie od teatru różni się tylko tym, że w życiu nie ma prób generalnych.

W człowieku jest wszystko, cały wszechświat, ale my wydobywamy z siebie tylko małą cząstkę, a reszta zawsze leży w nas zaniedbana, odłogiem, bo my o niej zapomnieliśmy albo się jej boimy.

Nowe umiejętności, prowadzą w nowe miejsca.

Wiecie, co symbolizuje ta mała zielona kropka? To jest kompleks. Kompleksy wpływają na wasze zachowanie. Gdy ktoś ma kompleksy, wstydzi się czegoś, za nic w świecie nie chce tego ujawnić, wtedy jego zachowanie jest mylnie odbierane. Nikt nie rozumie człowieka, który nie wiadomo dlaczego reaguje dziwnie, drażnią go rzeczy i sprawy kompletnie neutralne, jak rozmowa o szerokości nogawek. Z kimś takim nie da się pracować. Oto siła kompleksu: mała zielona kropka.

Trzeba sobie dziękować za to, czego się razem dokonało, doceniać to, co kto komu dał, i grać z nowymi ludźmi w następnym przedstawieniu. Święte słowa. 


Myśli ciekawe, mądre i metaforyczne... Prawda?
Z pozoru błaha fabuła powieści zmusza do zastanowienia. Pozwala na spojrzenie z innej perspektywy na sprawy, które wydają się niemożliwe do rozwiązania.

Bransoletka to lektura wciągająca...
i z pewnością nie tylko dla gimnazjalistek, ale o tym kiedy indziej (pewne rzeczy widzi tylko nauczyciel).

Polecam, warto poświęcić wieczór lub dwa :)

niedziela, 27 grudnia 2015

Anioł w kapeluszu




Dwie godziny później dorodny świerk serbski (…) wyglądał już nie jak świerk, ale jak kwintesencja choinek bożonarodzeniowych. Miranda i Jonasz zmieścili na nim wszystko, co zawierały stare pudła. Drzewko skrzyło się setkami światełek odbijających się w różnokolorowych bombkach, łańcuchach i anielskich włosach.
Jaśmina, zawołana dla oceny dzieła, wpadła w najszczerszy zachwyt.(s.
290)


Właśnie tak powinny być zapamiętywane wigilijne wieczory – magicznie, pięknie, wyjątkowo...

Tak ten cudowny czas przedstawiała w swych powieściach Monika Szwaja.


Życie jednak nie zawsze jest cudowne... i o tym pisarka również wiedziała ( zobacz też ).

Trzeba jednak wierzyć w lepsze jutro, mieć nadzieję, że wokół nas są dobrzy ludzie,
trzeba umieć prosić o pomoc i chwytać wyciągniętą do nas dłoń drugiego człowieka.

A bo pani przyszła z tym słońcem... w tej sukni długiej, jak to anioły... i ten pani wielki kapelusz, zupełnie jak skrzydła. Zobaczyłem anioła w południe. Zazwyczaj anioły fruwają wieczorami, prawda? (s.163)




Myślę, że wszystko jest już jasne –

korzystając ze świątecznego czasu, przeczytałam ostatnią powieść pani Moniki Anioł w kapeluszu.



Co w niej znalazłam?
  • wiele malowniczych postaci – zupełnie nowych jak i wspaniałych „starych” bohaterów;
  • wiele pozytywnej energii;
  • wiele sytuacji, które mogłyby dziać się równie dobrze w Warszawie, w Szczecinie, czy w Piotrkowie;

Anioł w kapeluszu to jednak przede wszystkim powieść:
  • o miłości – matki do dorastających i opuszczających dom dzieci;
  • o przyjaźń – samotnej kobiety i jednocześnie mądrej pani profesor z nietypowym kloszardem oraz dwunastoletnim chłopcem;
  • o nieludzkich wymaganiach stawianych dzieciom - tylko po to, by w przyszłości miały własny biznes i... możliwość wyjazdu na Karaiby czy do Chin;
  • o przeżywaniu starości i byciu samotnym w tłumie ludzi;
  • o wierze w ludzi i - mimo wszystko - optymistycznym spojrzeniu na świat, jaki nas otacza;

Jaśmina i Miron spisali się na medal - nie zważając na konsekwencje, pomogli Jonaszowi,
a ile przy tym wypłynęło dobra...
I jeszcze Wesoły Dom Starców Jesienny Liść
                                                   z mottem: Wypiękniej, zanim odpadniesz.

Piękna lektura, piękne pożegnanie z autorką.

czwartek, 24 grudnia 2015

Wigilijny czas


Dla moich drogich Uczniów,
dla szanownych Czytelników mojego bloga,
dla Znajomych - tych bliższych i tych nieco dalszych
                          najserdeczniejsze życzenia z okazji Świąt Bożego Narodzenia





wtorek, 22 grudnia 2015

Bo najważniejsza jest miłość

Zdradzę ci tajemnicę – powiedział Mały Książę – to co najważniejsze jest niewidoczne dla oczu. Dobrze widzi się tylko sercem, a to oznacza, że w życiu liczy się tylko Miłość. Zobaczcie, jak cały świat zmienia się dla was, gdy Miłość przychodzi na ziemię.


Takie słowa usłyszeliśmy dziś podczas szkolnych jasełek.
Ale czy wiemy, skąd taka nazwa, jaka jest geneza tego widowiska...

Staropolskie słowo jasło to nic innego jak żłób, do którego wkładano karmę dla zwierząt.
To właśnie od tego pojęcia powstało słowo jasełka, oznaczające wyjątkowe przedstawienie poświęcone narodzinom Jezusa.


Początku jasełek można dopatrywać się w misteriach franciszkańskich, które powstawały w średniowieczu. Pierwsze w historii jasełka miał wystawić sam św. Franciszek z Asyżu już w 1223 roku w skalnej grocie w Greccio, gdzie na oczach okolicznych wieśniaków po raz pierwszy rozegrała się scena narodzin Jezusa. Później zwyczaj ten przejęli jego zakonnicy i rozprzestrzenili po całym świecie.

W Polsce pierwszy raz jasełka zorganizowano na dworze św. Kingi, żony Bolesława Wstydliwego, pod koniec XIII wieku.

Pierwotnie jasełka organizowane były tylko w kościołach. Na tle dekoracji z grotami, skałami, roślinnością, obok żłóbka ustawiano nieruchome, adorujące postacie pastuszków, zwierząt, trzech wschodnich królów.

W wieku XVI jasełka ulegają uatrakcyjnieniu. Przed żłóbkiem, zbudowanym najczęściej w kształcie szałasu występował braciszek zakonny ubrany w strój pielgrzyma z Ziemi Świętej i opowiadał o Betlejem, Jeruzalem i Golgocie, po czym zbierał od widzów i słuchaczy datki.

Rozkwit tradycji jasełek następuje w XVII — XVIII wieku. W miejsce pełnych prostoty średniowiecznych misteriów powstają sceny odznaczające się przepychem i bogactwem.

Wół i osiołek są postaciami zwierząt, które pojawiają się w szopkach i jasełkach począwszy od starożytności, a jednak ewangelia nie wspomina o nich. Ich pochodzenie można znaleźć w księdze proroka Izajasza. Gani on Izraelitów, że nie rozpoznają swego Pana mówiąc, iż wół zna swego pana a osiołek żłób swego właściciela.

Początkowo jasełka odbywały się tylko w budynkach kościelnych, jednak gdy widowiska te przyjęły coraz to głośniejszą i swawolniejszą formę, gdy widzowie zaczęli coraz bardziej żywiołowo brać udział w dialogach ze śmiercią lub diabłem, w 1736 roku z powodu nieobyczajnego zachowania zakazano ich wystawiania. Od tej daty w kościołach miejsce miały tylko szopki.

Widowiska jasełkowe przeniosły się do karczm, szop, większych izb, na place i ulice miast. Powoli miejsce żywych postaci zastępowano kukiełkami, którym głosu udzielali ukryci kolędnicy a z czasem aktorzy.

Jasełka ruszyły w podróż odwiedzając bogate domy, dwory szlacheckie, dwory królewskie a nawet profesjonalnie zbudowane pomieszczenia teatralne.

Dziś nie ma szkoły, w której nie przedstawiano by jasełek – jedne są bardzo tradycyjne, inne niezwykle innowacyjne, ale zawsze ich sensem jest wskazanie, aby w naszych sercach narodziła się miłość do drugiego człowieka.


Dziś wrażeń było całe mnóstwo – było wspaniałe widowisko, łamanie się opłatkiem, klasowe spotkania wigilijne, rozstrzygnięcia adwentowych projektów...



Oby radość, jaka zapanowała w szkole, przeniosła się do Waszych rodzin i Waszych domów -
i jak mówi poetka:



Wesołych Świąt ;)
Moje źródła

niedziela, 20 grudnia 2015

Widać i czuć





Przed nami jeden z najpiękniejszych tygodni, śmiem twierdzić, że najpiękniejszy w całym roku – tydzień magiczny, wyjątkowy.






Będziemy się starali być dla siebie bardziej życzliwi, bardziej wyrozumiali.

Będziemy świętowali w szkole, w firmie, w domu.

Będziemy wspominać rodzinne zwyczaje.

Ale nim to nastąpi, przed nami jeszcze trochę pracy, nauki...
Spróbujmy połączyć przyjemne z pożytecznym, a może... świąteczne dyktando :)

Przecież zasiądziemy do wigilii,
              będą pierożki i smażony karp, 
              będzie kompot z suszu i ciasteczka pełne bakalii, nadziewane konfiturą z róży,
              na niebie rozbłyśnie Wielka Niedźwiedzica,
              pójdziemy na pasterkę 
              i będziemy śpiewać Lulajże Jezuniu...


A potem pozostanie nam tylko złożyć sobie wzajemnie najserdeczniejsze życzenia :)


piątek, 18 grudnia 2015

Jak w Oxfordzie


Kiedy pojawia się temat, który zaskakuje a nawet bulwersuje, zaczynamy się nad nim zastanawiać, a następnie poddawać dyskusji. Często jednak z takiej wymiany zdań niewiele wynika, rozwiązania problemu jak nie było tak nie ma, jedynie strony stają się jeszcze bardziej ze sobą skonfliktowane.

Czy to oznacza, że nie powinniśmy ze sobą dyskutować?

Oczywiście, że nie.

Od najmłodszych klas wpajamy uczniom, jak należy zwracać się do drugiej osoby, mówimy, że trzeba podawać konkretne przykłady, aby obronić własne zdanie, stanowisko, kształcimy umiejętność kultury słowa. 


Co by nie mówić, dyskusja to ciekawa i jednocześnie wymagająca metoda pracy...

a ostatnio spróbowaliśmy dyskusji w formie debaty oksfordzkiej :) w klasie III pojawiła się ona pierwszy raz. Poczuliśmy się niczym studenci Oxfordu i Cambrige, którzy toczą między sobą pojedynki słowne od 1892r. w ten sposób doskonaląc sztukę przemawiania.



Najpierw bardzo szczegółowo zapoznaliśmy się z zasadami tej formy wymiany zdań, spodobało nam się uporządkowanie poszczególnych etapów, a nawet przyznawanie punktów ujemnych.

Potem pojawiła się teza, jaką mieliśmy przedyskutować: Balladyna – kobieta ambitna czy zbrodniarka.

Uczniowie jako pracę domową otrzymali za zadanie zgromadzenie wszelkich argumentów tyczących się tezy.

Podczas kolejnej lekcji uczniowie poznali swoje role w debacie:

marszałek, sekretarz, loża ekspertów, strona propozycji, strona opozycji, widownia.

Teraz mogliśmy zaczynać:

słowo wstępne marszałka i … oddanie głosu przedstawicielowi propozycji, który przedstawia stanowisko grupy, mijają 4 minuty. Następnie do wystąpienia przystępuje strona opozycji.
Pojawiają się pytania strony przeciwnej – jedne są przyjmowane, inne odrzucane.

Marszałek i sekretarz dbają o przestrzeganie zasad debaty, rada ekspertów skrzętnie notuje uwagi po wystąpieniu kolejnych osób i przydziela punkty – to ona ma za zadanie wydanie werdyktu.

W klasie panuje spokój, uczniowie słuchają się, panują nad emocjami, ale jednocześnie są aktywni, zwracając się do siebie, stosują zwroty grzecznościowe.

Każdy wchodzi w rolę.

Strona propozycji udowadnia, że Balladyna to kobieta ambitna, tak została wychowana, zawsze była faworyzowana, zawsze dążyła do celu, wie, czego chce.

Opozycja nie zgadza się z takim stanowiskiem. Twierdzi, że nie można do celu iść po trupach, nie podaje jednak konkretnych dowodów, pytania oponentów wytrącają ją z toku argumentacji.

Okazuje się, że bycie ekspertem wcale nie jest takie łatwe. Czekamy na werdykt. Jest wynik debaty – większe uznanie zdobywają argumenty propozycji. Zaskoczenie.

Tak właśnie jest w debacie oksfordzkiej – ważna jest wymiana poglądów, a nie koniecznie tylko konkretny wniosek.

Jeszcze krótka ewaluacja zajęć – wskazanie zalet i wad metody; wszyscy twierdzą, że tych pierwszych jest zdecydowanie więcej. Jednocześnie uczniowie mają świadomość, jak ważne jest przygotowanie się do takiej debaty, jak ważne jest przestrzeganie jej reguł, by nie stała się wielkim chaosem. 

Było to nowe, ale jakże ciekawe doświadczenie dla całej klasy.

Była nauka, analiza postaw, kształcenie umiejętności publicznego wypowiadania się, ale była też zabawa.

A w planach kolejne debaty tego typu :)

środa, 16 grudnia 2015

Prezentów czas

Książka zawsze jest dobrym prezentem. Bogata oferta wydawnicza sprawia, że jeżeli tylko się postaramy, możemy wybrać ciekawy tytuł dla każdego - nawet dyslektycy mogą cieszyć się z książkowego prezentu.


W ostatnim czasie Mikołaj zapukał również do naszej szkoły, do naszej biblioteki. Za pośrednictwem swojej pomocnicy podarował nam kilka książek, jakich nie mieliśmy dotąd w bibliotecznej ofercie - a wszystkie to świeżutkie wydania, jeszcze pachnące drukarnią.












Okazało się, iż Mikołaj wysłał swoich ochotników na Krakowski Kiermasz Świąteczny, który zorganizowali Wydawnictwo Literackie i Księgarnia pod Globusem.
To, co ujrzeli, zaparło im dech w piersiach. Mieli, w czym wybierać. Zrozumieli, że tak niezwykłej księgarni szybko nie odwiedzą kolejny raz - hol, poczekalnia i hala starego Dworca Głównego pomieściły niezliczoną liczbę tytułów. 
Tutaj mogli zaopatrzyć się naprawdę w literaturę każdego rodzaju  - książki podróżnicze, przygodowe, biografie, antologie, kryminały, romanse, przewodniki - klasykę i nowości :)


Mikołajowi pomocnicy oczywiście najwięcej czasu spędzili w dziale Dla dzieci i młodzieży.
To właśnie tu odnaleźli serię Poczytaj mi mamo Naszej Księgarni, przepięknie ilustrowane wiersze dla najmłodszych, które napisali m.in. Jan Brzechwa czy Julian Tuwim, czy też utwory Doroty Terakowskiej, Ewy Nowak, Olgi Tokarczuk.

Cała ekipa wyszła z kiermaszu zachwycona i zauroczona atmosferą miejsca. 


Mikołaj podpowiada wszystkim, którzy lubią książki, by zajrzeli do krakowskiego dworca, bo warto :))


poniedziałek, 14 grudnia 2015

W sieci

Słowo sieć w języku polskim wywołuje kilka skojarzeń... jak to z homonimami bywa :)
a dzisiejszy wpis wcale nie będzie związany ani z Internetem, ani z wyprawą na ryby...

Dziś pragnę przedstawić sieć współpracy nauczycieli bibliotekarzy, z którą jestem związana od samego początku jej funkcjonowania.


Kilka lat temu - dziś nasza koleżanka - a wówczas przede wszystkim konsultant w ośrodku doskonalenia nauczycieli zaproponowała, by spróbować stworzyć w naszym regionie społeczność związaną ze szkolnymi bibliotekami. Pomysł znalazł zwolenników, pani konsultant została moderatorem całego przedsięwzięcia i... tak się zaczęło. 


Nasza grupa składa się z samych praktyków. Spotykamy się kilka razy w roku szkolnym, by wymieniać się doświadczeniami, wzajemnie inspirować do kolejnych działań, analizować przykłady dobrych praktyk, a także korzystać z merytorycznego i metodycznego wsparcia ekspertów.



Sieć jest grupą otwartą i chętnie przyjmuje nowych nauczycieli. Każde spotkanie to niezwykle miła atmosfera, a przy tym możliwość dyskusji z ludźmi, którzy mają podobne doświadczenia, borykają się z podobnymi problemami i wymyślają sposoby, jak promować czytelnictwo.


Nasze ostatnie spotkanie miało charakter świąteczny, a zatem oprócz konkretnych zadań i planów  na przyszłość była kartka sieciowa oraz świąteczny bigos poetycki... przyjemna zabawa i pomysł na pracę w bibliotece.




Na zakończenie przepis naszej moderatorki:

  • wybrać wiersze związane tematycznie ze świętami;
  • wydrukować teksty;
  • podzielić utwory na mniejsze części;
  • wymieszać karteczki;
  • doprawić odrobiną wyobraźni, szczyptą poetyckiego smaku i odwagi;
... poetycki bigos gotowy:) 
Konstanty Ildefons Gałczyński
Festi nativatis Christi laudes czyli pochwała Świąt Bożego Narodzenia 


Jakoby ze złotego
chmury są runa.
To Boże Narodzenie
zbliża się ku nam: 

żony tedy i matki
czyszczą kuchenne statki,
aż w kuchni starodawnej
w strop bije łuna. 

Garnki, sagany, kotły
z miedzi robione:
wszystko to gospodynie
czyszczą natchnione,
klamki, progi i drzwiczki,
nawet z kurzu stoliczki,
kędy drzemią na zupę
szczawie zielone. 

Tamten kwiat ówdzie stanie,
a zasię ten tu:
trzeba izby wystroić
pięknie ku świętu, 

by wystrojone izby
światłem grały wskroś szyby,
bo Jezus czystość lubi
serca i sprzętu. 

to którą bramą? –
pytają gospodynie
wieczór i rano; 

gotują na Wigilię,
tłuką z cukrem wanilię
i rzecz wonną, przewonną,
zacny cynamon. 

I zawsze niespodzianie
(pomimo znaków!)
przychodzi Narodzenie
w glorii, w orszaku;
rodzi się Dziecię nocą,
nocą gwiazdy się złocą,
a jedna najgłówniejsza,
co wiedzie magów. 

A potem zamigoce
świeczka za świeczką,
ojciec dziecku popatrzy
w oczy jak dziecko, 

będą chóry anielskie
a oraz archanielskie,
święty Joseph z Maryją
nad kolebeczką. 

Śnieżek prószy. Hej, bracia,
rozstawmy stoły!
Ucztujmyż: przedświąteczne
przeszły mozoły; 

nie żałujmyż dobytku
ani wszelkiego wiktu:
słodki Pań się narodził.
Pasterz wesoły. 

Wiem ci ja, że niejeden
grosze oblicza,
a kto i grosza nie ma,
głód go tnie z bicza.

Wolno marzyć poecie,
że już lepiej na świecie,
że się wszędzie bogato
pleni obyczaj; 

że dzieci, wszystkie dzieci
mają pierniki,
ojce tytoń do fajki,
matki buciki; 

a różne podle małpy
już nie biorą się za łby,
i wszędzie miasto armat
stroją muzyki. 

Raduj się tedy, miasto,
raduj i sioło;
ty, słońce, w dzień; ty w nocy,
miesięczne koło; 
Raduj się i ty, człeku,
ze mną czasom na przekór
chętną kolędę śpiewaj,
piosnkę wesołą.



czwartek, 10 grudnia 2015

Swego nie znacie




Czy patrzycie na miejsce swego zamieszkania jak na plenery, w których mogłyby rozgrywać się sceny znanych filmów? Zazwyczaj bowiem tak jest, że zachwycamy się tym co dalekie, trudniej dostępne, a nie dostrzegamy piękna, jakie mamy na wyciągnięcie ręki.






W ostatnim czasie poprosiłam moich uczniów, by rozejrzeli się wokół siebie, wzięli z sobą aparaty fotograficzne i utrwalili miejsca, jakie im się podobają, a potem, by się zastanowili w adaptacji jakiego dzieła literackiego, mogłyby one "zagrać".

Pomysłów było wiele...
Niezwykle mile zostaliśmy zaskoczeni zdjęciami Martyny.
Okazało się, że z powodzeniem w pobliżu Piotrkowa można by było nagrać m.in. nową wersję Krzyżaków. Wystarczyło wsiąść na rower, przejechać kilkanaście kilometrów od centrum, by znaleźć się w całkiem innym świecie, świecie tajemniczym i jednocześnie uroczym. A to wszystko za sprawą lasów, jakie okalają szerokim kręgiem nasz gród od strony wschodniej, rzeki Luciaży, która jest dopływem Pilicy, czy też bliskiego sąsiedztwa z Sulejowem, w którym znajdują się pozostałości opactwa cystersów.  

A ileż można było się przy tym nauczyć? Nie sposób wyszukiwać miejsc akcji, nie znając literackich opisów. Konieczna zatem okazała się nieco bardziej wnikliwa analiza tekstu lektury i uważniejsze przyjrzenie się określonym zdarzeniom.



Bór szedł spać.
Mrok wstawał od ziemi i podnosił się w górę ku świetlistym zorzom, które też w końcu poczęły omdlewać, zasępiać się, czernieć i gasnąć.










Zbyszko wdrapał się w mgnieniu oka wyżej i spojrzał przez gałęzie na wodę: bóbr to zanurzał się, to wypływał na powierzchnię, koziołkując przy tym i ukazując chwilami jaśniejszy od grzbietu brzuch.










Wszędzie znać tu było dostatek i zasobność. Zych z chęcią pokazywał swoje bogactwa, mówiąc co chwila, że to Jagienkowe gospodarowanie.












Prawdą w tym wszystkim było tylko to, że w zakratowanych jamach, wykopanych pod dworzyszczem w Spychowie, jęczało zawsze kilku lub kilkunastu jeńców













Pola graniczące ze Spychowem leżały odłogiem, lasy zarastały dzikim chmielem i leszczyną, łąki szuwarem.





I jeszcze...

... grusza, pod którą zmarła Danuśka 


... kościół, w którym modliła się Jagienka


... miejsce rozpoznania okaleczonego Juranda


... jedna z dróg, którą przemierzali bohaterowie


... pola Grunwaldu


... potwierdzenie, że król Jagiełło przebywał w naszej okolicy

Co dalej z filmowymi adaptacjami? Pomysły są, zobaczymy, na ile wystarczy zapału i sił. 
Wiem, że Lektury w Kadrze czekają :) pozdrawiamy


sobota, 5 grudnia 2015

Skąd ten Mikołaj?

Czemu dzieciom mówi się, że święty Mikołaj mieszka w Laponii i jeździ saniami ciągniętymi przez renifery? Przecież był on biskupem Myry w Azji Mniejszej. Żył na przełomie III i IV wieku.

Według tradycji był dobroczyńcą wspierającym ubogich.

Na Wschodzie czczono go od VI wieku, na Zachodzie jego kult stał się popularny w XI wieku, kiedy relikwie świętego przewieziono do Bari we Włoszech. Został patronem niektórych krajów - np. Rosji i wybranych grup zawodowych - np. żeglarzy.

Św. Mikołaj - ikona rosyjska

W połowie XIII wieku w niektórych krajach powstał zwyczaj obdarowywania się w dzień wspomnienia tego świętego, czyli 6 grudnia. Dawano prezenty zwłaszcza dzieciom.

W Polsce zwyczaj ten rozpowszechnił się dopiero w pierwszej połowie XVIII wieku.
Podkładano dzieciom prezenty w nocy, mówiąc, że to dar świętego Mikołaja. 

W różnych krajach w tradycji ludowej łączono jednak postać świętego z miejscowymi legendami: 
w Skandynawii z Gnomami, w Rosji z Dziadem Mrozem, we Włoszech z Dobrą Czarodziejką...
W Holandii święty Mikołaj został patronem Amsterdamu i jego kult był wyjątkowo mocny. Przedstawiano go jako starego człowieka w szatach biskupa, jeżdżącego na ośle. Od XVI wieku przypływał on statkiem i jeździł na białym koniu. Grzecznym dzieciom rozdawał prezenty, a niegrzecznym rózgi. Nikt się jednak za niego nie przebierał.

W roku 1624 Holendrzy założyli na wyspie Manhattan miasto Nowy Amsterdam. Czterdzieści lat później miejscowość zdobyli Anglicy i przemianowali na Nowy Jork. Tym niemniej w samym mieście i w jego okolicach pozostało sporo Holendrów. Co roku 6 grudnia kultywowali oni przywieziony z ojczyzny zwyczaj obdarowywania się prezentami w dzień św. Mikołaja, którego zwali w swym języku Sinter Klaas. Anglicy i inni mieszkańcy Nowego Jorku nie potrafili prawidłowo wymówić tych słów, przekręcali więc imię świętego, wymawiając je Santa Claus.

W roku 1809 pisarz i miłośnik folkloru Washington Irving napisał książkę Historia Nowego Jorku, w której opisał holenderski zwyczaj mikołajkowy. Święty u Irvinga nie miał już szat biskupich, a zamiast na białym koniu, podróżował na pegazie. Zjawiał się co roku w domach Holendrów. Książka zdobyła dużą popularność. Sinter Klaas nazwany był w niej Santa Claus... I tak już zostało.


23 grudnia 1823 roku w jednym z nowojorskich dzienników ukazał się niepodpisany poemat Relacja z wizyty św. Mikołaja. Kilkadziesiąt lat później okazało się, że autorem był Clement Clark Moore, profesor studiów biblijnych z Nowego Jorku. W poemacie Santa Claus jechał w zaprzęgu ciągniętym przez renifery. Moore przedstawił świętego jako postać wesołą, z dużym brzuchem i niskiego wzrostu. Chciał przez to upodobnić go do gnoma, znanego z legend skandynawskich i brytyjskich. Miał zapewne nadzieję, że w ten sposób ta nowa dla większości społeczności północnoamerykańskiej postać zyska większą akceptację. Jednocześnie przyjazd św. Mikołaja umiejscowił nie w nocy z 5 na 6 grudnia, jak było w Europie, lecz w Wigilię Bożego Narodzenia.

Ten wykreowany w Nowym Jorku nowy "image" Mikołaja zyskał ostateczny kształt w latach 1860-1880. Wtedy to nowojorskie czasopismo Harper's opublikowało wiele rysunków znanego amerykańskiego rysownika - Thomasa Nasta.
Mikołaj w wykonaniu Nasta był niskim grubasem z poematu Moore'a. Nast umieścił siedzibę Santa Clausa na biegunie północnym. On także, jako pierwszy, konsekwentnie rysował go w czerwonych szatach.

Pod koniec XIX wieku prężna i ekspansywna kultura północnoamerykańska zaczynała wywierać pewien wpływ na Europę. Wpływ ten stał się silny po I wojnie światowej. Wykreowana w Nowym Jorku postać Santa Clausa została przeniesiona do Wielkiej Brytanii. Tam nazwano świętego Father Christmas, czyli Ojciec Bożonarodzeniowy. We Francji natomiast stał się popularny jako Bonhomme Noël, a potem Père Noël, co znaczyło mniej więcej to samo.
W wielu krajach amerykański święty Mikołaj łączył się z miejscowymi tradycjami.
Dlatego w Danii nazywa się Julemanden i przyjeżdża w towarzystwie elfów. W Holandii po staremu przypływa statkiem i jeździ na białym koniu.
Po II wojnie światowej Mikołaj znany stał się już praktycznie wszędzie, choć w niektórych krajach przyjmowany był z oporami. 
W Hiszpanii i Ameryce Łacińskiej nazywają go z francuska Papá Noél. Prezenty dzieciom rozdaje jednak nie on, lecz Trzej Królowie. Hiszpańskie dzieci czekają więc na prezenty miesiąc dłużej.

Tymczasem ostatni "szlif" amerykańskiej postaci Mikołaja nadał... koncern Coca-Cola, w swej kampanii reklamowej w roku 1931.
Na zlecenie Coca-Coli Habdon Sundblom nieco zmienił wizerunek wykreowany pół wieku wcześniej przez Thomasa Nasta. Stworzył świętego Mikołaja wysokiego i potężnego, z białymi włosami, wąsami i długą białą brodą. Strój utrzymano w barwach czerwonej i białej, lecz stał się on bardziej atrakcyjny i luksusowy.

W latach trzydziestych wymyślono także imiona poszczególnych fruwających reniferów, których liczbę ustalono na siedem i dodano inne szczegóły, znane dziś dzieciom z całego świata. Wówczas także duże sklepy zaczęły przebierać pracowników za Mikołaja.


I tylko czasem ktoś przypomni, że święty Mikołaj był biskupem i nie mieszkał w Laponii...

P.S.
Informacje do dzisiejszego posta wybrała i opracowała wraz z uczniami pani Kasia - opiekun Samorządu Uczniowskiego, współprowadząca poranne Słówka :) Dziękuję.
Źródło >tutaj<.


czwartek, 3 grudnia 2015

Mikołajkowa zabawa

Dla wielu z nas był to choć wyczerpujący, ale bardzo przyjemny dzień. Mimo że nie siedzieliśmy w ławkach i nie było typowych lekcji, wiele się nauczyliśmy, wiele nowego doświadczyliśmy.

7.55 – wbiegam do szkoły, miejski autobus znowu się opóźnił; za moment początek naszego codziennego spotkania, ktoś o coś prosi, ktoś ma do mnie ważną sprawę;
8.00 – dzwonek i Słówko; dziś poprowadziła je klasa I, potem zadanie – tym razem plastyczne: wykonanie w grupach świątecznych ozdób i wizytówki grupy – jedni starają się bardziej, inni nieco mniej, ale kilka prac jest naprawdę ciekawych;
8. 30 – wchodzę do klas, pospieszam tych o flegmatycznym temperamencie, zaraz wyruszamy;
8.45 – jesteśmy wszyscy w autobusie – kurs Łódź;
10.10 – wchodzimy do Teatru Wielkiego, odbieram bilety, koleżanki pomagają mi je rozdać uczniom;

Dziś oglądamy bajkę pt. Królewna Śnieżka w wersji baletowej; mamy jeszcze troszkę czasu do rozpoczęcia spektaklu;
stali teatralni bywalcy świetnie go sobie zorganizują; ci, którzy goszczą tutaj od przypadku do przypadku, są nieco zagubieni, ale robią dobrą minę;

11.00 – orkiestra wkracza do gry; kurtyna w górę; 
Przenosimy się w bajkowy, tajemniczy świat - widzimy złą macochę, biedną Śnieżkę, królewicza, a potem niezwykle miłe leśne zwierzątka i w końcu krasnoludków;

Piękne stroje, wspaniała scenografia, różnorodna muzyka, gra świateł – wyjątkowo urocze widowisko;
13.30 – jesteśmy ponownie w naszym autobusie, to jeszcze nie koniec wyprawy;


14.00 – witamy na kręgielni;
podział na grupy, przydzielenie torów i miłych wrażeń ciąg dalszy; zamiana grup; możemy też zagrać w bilarda – dla kilku osób to zupełnie nowe wyzwanie i doświadczenie; mija kolejna godzina;

15.15 – pora ruszać w drogę powrotną; uśmiechy na wielu buziach, to dobry znak i jeszcze słowa: To był świetny pomysł. Właśnie tak powinniśmy spędzać Mikołajki. Taki wyjazd jest o wiele lepszy niż nietrafiony prezent.
16.30 – wracam do domu;)

Ten dzień miał być dla Was przyjemnością i zabawą, ale spójrzcie, ile też się nauczyliście.

Już wiecie, czym cechuje się sztuka baletowa, wiecie, że każdy krok baletnicy na scenie jest przemyślany i okupiony ciężka pracą.
Zobaczyliście, jak wiele można przekazać za pomocą mowy ciała, a jeśli połączymy z nią muzykę, to mamy całą gamę uczuć, doznań.
Mogliście zaobserwować postawy innych widzów, sami ocenić, które z nich były właściwe, a które wręcz naganne.
I jeszcze...
Sprawdziliście swoje umiejętności z zakresu wychowania fizycznego, np. celność.
Uczyliście się też zdrowej rywalizacji, współpracy w grupie, a niektórzy uczyli się, jak przegrywać z uśmiechem.
W końcu...
Zobaczyliście, jak wygląda stolica naszego regionu, jak potrafi w codziennym życiu współgrać ze sobą tradycja i nowoczesność, jak zmienia się Łódź.


Cieszę się, że podobały się Wam nasze szkolne Mikołajki :)