wtorek, 10 stycznia 2017

Na tropach prawdy

Styczeń to miesiąc, w którym piotrkowscy Stworzeni z wyobraźni tworzyli fragment powieści fantasy. Razem z Venem i Ari odkryliśmy niezwykłe fakty...


Ari i Ven zaczęli przyglądać się kostce z bliska. Jej pojawienie się ogromnie ich zainteresowało. Ven robił dokładne oględziny…

Kręci mi się w głowie, nic nie słyszę, i ten ból na nadgarstku, co to jest!? Tatuaż?... Czasomierz?... Zegar? Jego wskazówki zaraz pokażą trzecią godzinę po południu, a przecież jesteśmy dopiero w połowie drogi…
Ven nie spostrzegł przerażenia Ari, która od jakiegoś czasu nie odezwała się ani słowem. Dziewczyna stała jak słup soli, niezdolna wypowiedzieć ani słowa. Chłopak zaczął się o nią niepokoić. Odwrócił się, popatrzył na tatuaż - zegarek na nadgarstku czarodziejki i zrozumiał, co się dzieje. Już wiedział, że ich życie zależy teraz od tego, jak szybko dotrą do dębu, przy którym mieli się spotkać z zakapturzonym nieznajomym.

W niedługim czasie dotarli do wyznaczonego miejsca spotkania, jednak nikt na nich jeszcze nie czekał... 

Słyszę jakieś dźwięki... szelest, szmer, piosenkę kwiatów? To Magiczny Las tu rządzi... Magia... wyczuwam ją... Gdzie ona się chowa? Czy jest niebezpieczna? Dlaczego ją czuję? To przecież Ari jest czarodziejką, nie ja...

Po chwili z najciemniejszego zakątka lasu wynurzyła się postać niewielkiego krasnala:

- Jestem Bożątko, posłany na spotkanie z wami - rzekł uroczyście człowieczek - macie szczęście, żeście się nie spóźnili.

Młodzi wędrowcy zaskoczeni spotkaniem z niewinnie wyglądającą istotą, nie wiedzieli, co czynić. W końcu odezwał się Ven:

- Przepraszam, ale czy jesteś w stanie wytłumaczyć nam, dlaczego tak wiele dzieje się ostatnio w naszym życiu. Nie wiemy tak naprawdę nic i nic nie rozumiemy. Dlaczego wioska została spalona, skąd te nakazane spotkania, pogróżki, tajemnicze zakapturzone postacie?

Zanim nieznajomy zdążył cokolwiek odpowiedzieć, błyskawicznie lecąca strzała trafiła w nieszczęsnego rozmówcę. Ostrze wbiło się w jego nogę, z której natychmiast zaczęła płynąć krew. 

- Posłuchajcie - rzekło Bożątko - te kwiaty pod dębem mają moc uzdrawiania. Mikstura z nich przyrządzona może mnie ocalić, pomóżcie mi, proszę!

Skąd mam wiedzieć, czy ten człowieczek mówi prawdę, a jeżeli zrobi nam coś złego? I te kwiaty… Wyglądają tak zwyczajnie…. Czy one mogą mieć moc?... Jednak z drugiej strony, czy mamy coś do stracenia? Jeśli mu pomożemy, jest szansa, że on nam się odwdzięczy.

Skąd ta strzała? Czy to kolejna próba dla nas? Ile jeszcze mamy wytrzymać? Rodzice mówili, że należy pomagać, że nie można być nijakim, że wyzwania nas wzmacniają… zatem działajmy.

I tak młodzi, nie zastanawiając się długo, zaczęli zrywać kolorowe, ale niczym nieróżniące się od innych kwiaty spod dębu. 

Bożątko poinstruowało nastolatków, jak wycisnąć magiczną esencję z kwiatów, a następnie już samodzielnie nałożyło na zranioną nogę płatki nasiąknięte miksturą .

- Byliście dla mnie naprawdę dobrzy. Pomogliście mi, choć nie znaliście dokładnie moich zamiarów. W zamian chciałbym wam pomóc. Oto list adresowany do ciebie, Venie. Mój pan kazał mi go spalić, nie zrobiłem jednak tego. Domyślam się, że to, co zawiera ten zwój, będzie dla ciebie wiele znaczyć.

Ven spojrzał zaciekawiony na Bożątko. Powoli wyciągnął rękę i wziął list. Od razu rozpoznał jego nadawcę. Ten charakter pisma widział już kiedyś. A to co przeczytał, odebrało mu na chwilę dech w piersiach. Jego wzrok przebiegał między kolejnymi liniami raz po raz. Czoło marszczyło się, usta to uśmiechały, to znowu wyrażały przerażenie i szok.


Alpagos, w dniu wiosennego przesilenia słońca.


Drogi Venie,

Jeśli czytasz ten list, to znaczy, że stało się coś bardzo złego z naszą rodziną - ona już nie istnieje i zapewne zadajesz sobie teraz wiele pytań - czemu napisałam ten list, dlaczego to wszystko musiało Cię spotkać.

Muszę Ci coś wyznać. Pochodzę z rodu magów. Wiele lat temu zakochałam się w Twoim ojcu. Byliśmy szczęśliwa parą, ale moi rodzice nie chcieli, bym wiązała się ze zwykłym człowiekiem. Próbowali mnie przekonać, żebym rozstała się z Twoim ojcem. Nie mogłam tego uczynić, za bardzo go kochałam. Zostałam wygnana. Zrozumieliśmy, że odziedziczyłeś magiczne zdolności, gdy tylko ułożyliśmy Cię w kołysce. Uznaliśmy jednak, że nie będziemy Ci o nich mówić. Teraz wiem, że to był błąd. Jesteś magiem, mój Synu. Drzemie w Tobie wielka moc. I musisz z niej skorzystać. Jeśli będziesz potrzebować pomocy, idź do Ari. Możesz jej ufać. Ona jest Twoją siostrą cioteczną.

Nie mam wiele czasu. Pamiętaj jedno, musisz w siebie uwierzyć, jesteś wyjątkowy.

Kocham Cię. Mama

W głowie Vena kłębiło się mnóstwo pytań. 

Kim naprawdę jestem? Czemu to wszystko spotyka akurat mnie? W ciągu tych kilku dni tak wiele się zmieniło… Ale wiem jedno - grozi nam wielkie niebezpieczeństwo. Na razie nie będę nic mówił Ari o moim pochodzeniu, to nie czas i nie miejsce. Niech dalej będzie ono tajemnicą.

- Kim jest twój pan ? - zapytał chłopak.

- Mój pan… jest wcieleniem zła. Przybiera różne postacie, ale ma tylko jeden cel - szerzyć zło. Zły pan był na tej ziemi od powstania świata. Od zawsze dobro mierzyło sięze złem. Ale w końcu nastanie koniec. Jesteś wybrańcem Venie. To ty położysz kres temu wszystkiemu. Mój pan rośnie w siłę, on chce zniszczyć wszystkie istoty i cały ten świat - odpowiedziało Bożątko.

- Ale ja… sam nie wiem. To ogromna odpowiedzialność, to wszystko stało się tak prędko...

- Musisz jak najszybciej poznać swoje umiejętności, bo w końcu nadejdzie ten dzień, w którym zmierzysz się ze złem całego świata.

- Co mamy teraz zrobić?

Pośród drzew wyłoniły się dwa kare konie gotowe do drogi. Bożątko podeszło do Vena.

- Oto mapa. Zaznaczyłem na niej miejsce, do którego musicie dotrzeć. Rozpoznacie je po potężnym moście zwodzonym, który strzeże twierdzy. Tam odkryjecie swe prawdziwe możliwości. Czas się kończy. Ruszajcie w drogę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz