środa, 31 maja 2017

Przeczytane

Kolejny miesiąc za nami.
Bardzo się staram być konsekwentna w tym roku w lekturowych wyzwaniach, ale życie przynosi tak wiele różnych niespodzianek, że w maju było bardzo, bardzo trudno wypełnić postanowienia. I choć na półce pojawiło się kilka tytułów, to ciągle nie zostały doczytane. 

Dziś - szybciutko... na różowo. Dwa tytuły.




Po pierwsze - Katarzyna Michalak i W imię miłości


Powieść jest pierwszą częścią Jabłoniowej trylogii. Tak się złożyło, że znałam już wcześniejsze części (m. in. z ubiegłorocznego wyzwania).  Wiedziałam, na co się decyduję. Sama chciałam raz jeszcze pobyć z bohaterami opowieści, dowiedzieć się, jakie były początki losów Ani Kraski i Jabłoniowego Wzgórza.

Książkę przeczytałam niemal w jeden dzień, bo to ta Kasia Michalak, którą polubiłam od początku (a kto czyta wpisy z wyzwań, ten wie, że nie każdą Kasię M. lubię). Tu są emocje, subtelne opisy, troszkę tajemnicy i wiele dobra. I zdarza się w życiu tak, iż właśnie takiej lektury potrzebujemy.

Druga książka, to zupełne zaskoczenie - debiut Małgorzaty Rejmer - Toksymia.


Tu wszystko jest toksyczne: miejsce, bohaterowie, zdarzenia. Akcja opowieści dzieje się we współczesnej Warszawie, ale nie tej pięknej i nowoczesnej - przeciwnie: jest brudno i śmierdzi... choć jak mówi jeden z bohaterów: Nie śmierdzę! Po prostu wydzielam aromat negatywny.
To historia kilku osób, których życie nie oszczędza. Wszyscy są poranieni, uwikłani w toksyczne związki z najbliższymi im osobami.
Ta opowieść to rodzaj groteski - wiele sytuacji celowo jest wyolbrzymionych, przerysowanych, połączonych z czarnym humorem. I jeszcze ten język - niby potoczny, niby żartobliwy i ironiczny; momentami patetyczny, chwilami wulgarny.

Toksymia nie jest lekturą łatwą ani przyjemną. Zadziwiła mnie, zaskoczyła, ale nie przekonała. Nie do końca rozumiem jej humor, bo przecież tak naprawdę mówi o rzeczach bardzo poważnych. A może moja osobista sytuacja nie pozwala mi się uśmiechać, kiedy do głosu dochodzi choroba, śmierć, utrata bliskiej osoby.
Dziś powiem - chyba pierwszy raz na tym blogu - nie podobało mi się.

Ale by nie zakończyć tak smutno, polecę Magdalenę Witkiewicz i jej Balladę o ciotce Matyldzie.


Choć jeżówki na okładce nie są typowymi kwiatami wiosny, to cała powieść - jak to u tej autorki bywa - jest jak najbardziej optymistyczna. Po złych dniach nadchodzą chwile radości i zadowolenia. Matylda czuwa, marzenia Joanny spełniają się.


Może właśnie dlatego, że ostatnio dużo w moich lekturach Magdaleny W., nie rozumiem utworów typu Toksymia, a może się starzeję...


2 komentarze:

  1. Książki pani Michalak i Witkiewicz chętnie bym przeczytała, ale "Toksymia" byłaby dla mnie stratą czasu. Podejrzewam, że też nie zrozumiałabym (i doceniła) specyficznego ironicznego humoru.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I zupełnie nie pojmuję tego różu na okładce "Toksymii" :( ale spróbowałam i wiem, co "to" takiego - ta książka - znaczy się...

      Usuń